„Pan… odmłodzi twoje kości” (Biblia Tysiąclecia – Iz 58,11b)

Półtora roku temu skręciłam staw krzyżowo-biodrowy. Podczas wizyty u chirurga ortopedy okazało się, że mam też krótszą ponad 2 cm prawą nogę, o czym wcześniej nie wiedziałam. Myślałam, że mam po prostu krzywe biodra. Po rehabilitacji prześwietlono mi miednicę i lekarz stwierdził, iż  niestety – stawy biodrowe są tak zniszczone, że za kilka  lat czeka mnie operacja wymiany bioder. Dostałam kolejne skierowanie na rehabilitację, którą przeszłam w lutym 2018 roku. Niestety, nie pomogła, dalej miałam problemy z biodrem. Utykałam, a właściwie lekko  przechylałam się na prawą stronę przy chodzeniu.  Na zewnątrz nie było to bardzo widoczne, ale utrudniało mi chodzenie, gdyż kołysałam się, często musiałam zmieniać pozycję podczas stania w kościele, siedzenia. Pojawiały się bóle.  Najgorzej było rano wstać , gdyż przy chodzeniu kiwałam się na boki  jak kaczka.

W tym czasie zaczęłam często słuchać w internecie konferencji i świadectw Marcina Zielińskiego – charyzmatyka ze Skierniewic. Bardzo to budowało moją wiarę. W jednej z konferencji Marcin opowiadał o człowieku, który miał podobny problem i w czasie modlitwy za niego Pan wydłużył mu nogę. Powiedziałam w sercu: „Panie, ja też tak chcę”. Jednak w sercu myślałam, ale czy Pan Bóg tego chce dla mnie? Krótko po tym (w sobotę 17 lutego)  byłam na adoracji Najświętszego Sakramentu i w jej trakcie medytowałam czytania z liturgii tego dnia. Było to czytanie z Księgi Izajasza 58, 9b-14 – pełne obietnic Bożych. Pan Bóg poruszył moje serce przy słowach: „ Pan odmłodzi Twoje kości”.  Bardzo uczepiłam się tego słowa, zapisałam je w moim notesie  i przyjęłam je jako obietnicę. 

Po dwóch  tygodniach Grzegorz – brat z mojej wspólnoty- zapytał czy pojadę do Słupska na Mszę z modlitwą uzdrowienia, na której będzie Marcin Zieliński. Moje pragnienie i obietnica Boga odżyły w sercu. Wkrótce również Agnieszka –  koleżanka z Odnowy w Duchu Świętym – spytała czy nie chcę jechać wcześniej na warsztaty posługi charyzmatycznej, gdyż zwolniło się miejsce, bo  ktoś zrezygnował.

 W ten sposób Pan Bóg sam zatroszczył się o to, abym się tam znalazła . Podczas warsztatów, kiedy Marcin zaczął mówić słowa poznania o uzdrawianiu karków, później dłoni, pomyślałam w sercu: „Niech powie o krótszej nodze to będę wiedziała, że Pan Bóg chce mnie uzdrowić”. I dosłownie w tym momencie Marcin powiedział: czy jest ktoś kto ma krótszą nogę? Natychmiast się zgłosiłam. Mimo że chyba zgłosił się ktoś jeszcze to Marcin zaprosił mnie – więc był to dla mnie jakiś znak, że Bóg tego chce obdarzyć mnie uzdrowieniem. Do modlitwy za mnie Marcin zaprosił też inne osoby. Siedziałam na krześle, a wstawiennicy  trzymając moje nogi wyprostowane (sprawdzali ich różnicę) modlili się za mnie wraz z całą salą. Po pierwszej modlitwie nic się nie wydarzyło! Przeszłam się i czułam, że nadal w biodrze się „bujam”. Kontynuowano nadal modlitwę, a ja w tym czasie walczyłam w sobie,  krzycząc do Boga: „Obiecałeś! Czy brakuje mi wiary? Czy nie chcesz tego uzdrowienia dla mnie? Może odrzucam krzyż, który mam dźwigać? ” Po drugiej modlitwie też się  nie wydarzyło nic szczególnego. Marcin kazał modlić się nadal. Nic nie czułam, nie było prądów, fali gorąca w ciele jakiej się spodziewałam, nic takiego – może tylko delikatne ciepło w prawym biodrze. Modlitwa się skończyła, Marcin kazał jeszcze czekać, modlili się w językach. Słowami, rozumem przyjmowałam uzdrowienie, ale w odczuciach miałam wrażenie, że nic się nie dzieje. Wtedy usłyszałam słowa Marcina, że chyba nogi się zrównały. Wstałam po raz trzeci i przeszłam się. I nagle zdziwienie: szłam tak lekko, prosto, nic mną nie kołysało, nie ciągnęło.  Wszyscy bili brawo, a ja sama nie wiedziałam, co się naprawdę wydarzyło. Nie czułam, żeby nogi mi się wydłużyły, wiedziałam tylko, że idę prosto i lekko. Czy noga mi odrosła? Nie wiem tego do dzisiaj. Fizycznie tego nie umiem dostrzec, bo te ponad 2 cm wizualnie nie były przecież widoczne. Dopiero wizyta u lekarza, na którą niestety muszę trochę poczekać (chodzę na NFZ), może dać mi jakieś światło. Mogę napisać tylko o tym, co wiem i widzę. Bóg mnie wyprostował, nie kiwam się na boki. Czekałam z drżeniem na poranek niedzielny, bo dotąd rano zawsze mocno się kolebałam, idąc do łazienki i czułam ciężkość bioder. Kiedy wstałam i ruszyłam, odetchnęłam z ulgą. Nie ma już kaczego chodu, nie ma pochylania się. Cały dzień bez przerwy sprawdzałam czy to trwa… czy to jest naprawdę?

W sobotę podczas drugiej części warsztatów modliliśmy się o napełnienie Duchem Świętym. W różny sposób Duch Święty przychodził do różnych osób. Ja zamknęłam oczy i usłyszałam bardzo mocny, wyraźny głos Boga: „Córko tak Cię kocham. Dlaczego w to nie  wierzysz?”. Ciepłe łzy zalały moją twarz, ale nie rozumiałam Boga. Mówiłam w sobie: „Jak to nie wierzę? Przecież wiem, że mnie kochasz! Przecież głoszę to innym”. Teraz wiem, że brak zaufania, wiary w to, że Bóg może chcieć mnie uzdrowić jest też brakiem wiary w Jego miłość. 

Walka o wiarę, o utrzymanie uzdrowienia…

Chcę też napisać o walce, która trwa. Po modlitwie za mnie i uzdrowieniu podchodziły na przerwie do mnie osoby, które miały różne słowa poznania i odczucia w czasie modlitwy za mnie. Obecna na warsztatach siostra zakonna powiedziała, że Pan Bóg dopiero rozpoczął uzdrawianie mnie, że ono będzie jeszcze trwało, ale diabeł będzie chciał mi je zabrać, że może nawet pojawią się nowe bóle i mam ich nie przyjmować, tylko ogłaszać uzdrowienie w imię Jezusa. Słyszałam wcześniej w różnych konferencjach o tym zagrożeniu, ale myślałam, że przecież jak Bóg uzdrawia to uzdrawia, nie stwarza „prowizorki”. To było trudno zrozumieć.

 A jednak już w niedzielę i w poniedziałek zły duch zaczął siać w moim sercu niedowierzanie, zaczął kraść mi wiarę, wmawiać mi kłamstwa. Pierwsze przyszło, gdy zobaczyłam w Gościu Niedzielnym artykuł, w którym było moje zdjęcie i opis uzdrowienia. Zły zaczął mi mówić, że to kłamstwo, że „gwiazdorzę” w gazecie, a to uzdrowienie nie jest prawdziwe, że wmówiłam je sobie itp. Poczułam bardzo duży niepokój w moim sercu i lęk. Wieczorem chwyciłam za różaniec  i prosiłam Maryję: „Pokaż mi, czy mi się to wydaje? Czy nie uległam jakimś zbiorowym emocjom, a może ten Marcin wcale nie czyni tego  w mocy Boga? Może Pan Bóg wcale mnie nie uzdrowił?  Coś we wnętrzu mówiło mi: „ Otwórz Słowo Boże”. Otworzyłam na Rz. 8,31-32 ” Jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam? On własnego Syna nie oszczędził, ale wydał Go za nas wszystkich, dlaczego więc nie miałby nam ofiarować wszystkiego wraz z Nim? „  Słowa te bardzo mi  pomogły: Bóg chce mi dać WSZYSTKO  wraz z Jezusem. To wszystko to też uzdrowienie. Wrócił pokój do serca.

Jednak „Złodziej przychodzi po to, aby coś ukraść, zabić lub zniszczyć”(J10, 10). Zły duch nie odpuszczał. W poniedziałek w rozmowach z kilkoma osobami pojawił się w moim sercu znowu niepokój. Chociaż chodziłam prosto, to w kręgosłupie i w biodrach zaczęłam czuć dziwne ciągnięcia. Znowu zaczęłam myśleć po ludzku: czy to na pewno uzdrowienie? Jaki wstyd będzie jak się okaże, że to nieprawda, że wydawało mi się. Ten sam dziwny lęk i niepokój dotknął mojego serca.  Co chwilę oglądałam moje biodra w lusterku, uwielbiałam Boga, ale czegoś się lękałam. Mój rozum próbował sobie tłumaczyć, że może zaczęłam chodzić prosto, bo tego chciałam? Może to taka autosugestia? I wtedy na Messengerze dostałam cytat dnia (dostaję takie słowa z aplikacji: Najlepsze cytaty z Pisma Świętego): „Z całego serca Bogu zaufaj, nie polegaj na swoim rozsądku, myśl o Nim na każdej drodze, a On twe ścieżki wyrówna.” ( Przy 3,5-6). Dziękowałam Bogu, za kolejne Jego Słowo i oddalałam złe myśli.

Kiedy byłam w tym dniu na adoracji (byłam godzinę, a miałam wrażenie, że jestem tylko 5 minut i żal mi było wychodzić – to też efekt soboty) znowu pytałam Boga jakby z niedowierzaniem: „Czy to wszystko jest prawda? Czy Ty mnie uzdrowiłeś?”. I znowu otwieram Słowo Iz 53,5b „…przez  Jego rany zostaliśmy uzdrowieni”.  To Słowo było dla mnie kluczowe. Codziennie rano zaczynam dzień modlitwą zanurzenia we Krwi Chrystusa. Są w niej takie słowa:  „Proszę, aby Twoja Krew przenikała te osoby i sprawy, przynosząc według Twojej woli uwolnienie, oczyszczenie, uzdrowienie i uświęcenie.” Kiedy w sobotę rano przed wyjazdem do Słupska modliłam się nią to przy tych akurat słowach  przeniknęło mnie ciepło.

Wieczorem, gdy po Mszy Świętej modliliśmy się wszyscy za siebie nawzajem otrzymałam taki obraz: Jezus stał, a z Jego boku tryskała jak prysznic na wszystkich ludzi Jego krew. Wszyscy jakby byli w niej obmywani. Na koniec nabożeństwa uzdrowienia było wiele świadectw Bożej łaski.

 Dlatego właśnie na adoracji te słowa znowu mi potwierdziły, że to wszystko składa się w jedną całość.  I tak zły duch próbuje mi wyrwać wiarę, a Słowo Boże przywraca mi pokój.

Powracając więc do tematu  czy można stracić uzdrowienie? Pan Bóg mi pokazał, że można. W poniedziałek wieczorem po tej szarpaninie duchowej  i ciągłym zapewnianiem Boga w swoim Słowie, że On uzdrawia… długi czas rozmawiałam telefonicznie z Marcinem Zielińskim (szukał do mnie kontaktu już w niedzielę, ale spałam i  dopiero umówiłam się z nim na telefon w poniedziałek po 19:tej ). Marcin bardzo mi pomógł swoimi słowami i wyjaśnieniami. Zwłaszcza zdaniem: „że niepokój i lęk nie pochodzi od Boga”. Boży niepokój prowadzi do nawrócenia i radości, a ten który ja przeżywałam dotyczył wiary w Boże działanie, obietnice. Pokazał mi też wiele biblijnych uzasadnień, że uzdrowienie można stracić.

Będę w nim w kontakcie.  Jako zadanie domowe dostałam odsłuchanie konferencji pt. „Jak utrzymać  uzdrowienie?”. Pomogła mi, pokój wrócił. A Bóg? Jest kochany, bo znowu  potwierdził to, o czym mówiliśmy w dzisiejszym słowie w liturgii dnia. To taka wisienka na torcie. Uzdrowiony przy sadzawce Betesda chce się cieszyć , radować, chodzi ze swoim posłaniem, a co robią pobożni Żydzi? Oskarżają go, „dołują”, bo jest szabat, więc on grzeszy nosząc swoje łoże. (Co mi to przypomina? Taktyka diabła jest perfidna – zabrać radość z uzdrowienia).  A Jezus mówi: „Spójrz jesteś całkiem zdrowy. Nie grzesz już więcej, aby cię nie spotkało coś gorszego.” (J5,14). Czyli sam Jezus mówi, że mimo uzdrowienia może być jeszcze gorzej, jeśli ulegniemy pokusie diabła. Myślę, że moim grzechem, który może odebrać mi to uzdrowienie może być  brak wiary w to, że Pan Bóg rzeczywiście tego dla mnie chce. Niech więc każdy kto czyta to moje świadectwo pomodli się za mnie w tej intencji, abym mocno wierzyła. 

Podsumowując:

Nie wiem czy noga się wydłużyła, nie wiem stawy biodrowe się uzdrowiły? Poczekam na wizytę u lekarza.

Faktem jest, że:

Bóg mnie uzdrowił prostując moją postawę i moje chodzenie.

Cały czas swoim Słowem podnosi mnie na duchu i zapewnia o uzdrowieniu.

Widzę, że gdy karmię się Jego Słowem złe myśli, lęk i niepokój odchodzą

Walka trwa, bo nawet teraz gdy piszę świadectwo to zaczyna coś  mnie boleć w kręgosłupie.

Jednak Chwała Panu. Jezu ufam Tobie. Bądź Panem moich odnowionych kości. Amen.

                                                                                                   

Agata Maliszewska