Było poruszenie Słowem Bożym. Był śmiech, była radość, były łzy szczęścia, wzruszenia, współczucia. Było przekraczanie samego siebie, pokonywanie własnych słabości, było wsparcie ze  strony sióstr i braci, były rozmowy. Była trudna i ciężka praca, praca nad sobą. Lepiej poznałam siebie, swoje niedoskonałości, miejsca do naprawy.
To był czas, kiedy powierzając Panu Bogu moje wysiłki nad zmianą siebie, okazało się, że mogę mieć jeszcze większe, bardziej kochające serce, bo mogę pomieścić w sobie jeszcze więcej Bożej Miłości. Trudnym był dla mnie moment, kiedy mieliśmy zastanowić się, z którym krzyżem idziemy przez życie – dużym, średnim, czy małym i wybranego dotknąć przy ołtarzu. Zastanawiając się do którego podejść stwierdziłam, że krzyż, który dotyczy mnie bezpośrednio jest mniejszy lub większy, ale każdy jest do udźwignięcia. Największy dla mnie to ten, który pomagam dźwigać najbliższym i bez przytulenia się do dużego krzyża upadnę.
Myślę, że dla wszystkich uczestników rekolekcji bardzo emocjonującym wydarzeniem był ostatni warsztat – wyjście na ulice Koszalina, aby ewangelizować. Dla mnie i dla wielu z nas był to pierwszy raz i nie obyło się bez tremy, podekscytowania i niepewności. Posłani byliśmy, jak apostołowie, we dwójkę.
My, podchodząc do ludzi i zapraszając na Mszę Świętą w koszalińskiej katedrze, nie spotkałyśmy się z niechęcią, czy z wrogością, raczej była to życzliwość lub obojętność. Z zaskoczeniem i radością zauważyłyśmy duże zainteresowanie zaproszeniem na Mszę Świętą, modlitwą i rozmową o Bogu, u młodych ludzi. Natomiast z poczuciem bezsilności, straty musiałam się zmierzyć w momencie, kiedy młoda dziewczyna, bardzo zagubiona, pomimo obietnicy, nie wróciła do nas. Wiem, że sama nie byłam w stanie jej pomóc ale żałuję, że nie posłuchała, nie przeczytała słowa, które chciał jej przekazać Bóg, a obiecał, że „słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa”. To był też czas wielkiej otwartości do ludzi, którzy czasem potrzebowali tylko opowiedzenia swoich historii, poświęcenia im czasu, okazania serdeczności. Te wszystkie ludzkie kłopoty, troski, zranienia mogliśmy na koniec polecić we Mszy Świętej z modlitwą o uzdrowienie, na której pojawiło się również kilka z zapraszanych na ulicy osób.
Pomimo, że bardzo wiele rzeczy zadziało się na tegorocznych letnich rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym, to ja najbardziej zapamiętałam trud pracy nad sobą i dużo radości, na czele z tą największą – radością z głoszenia Słowa Bożego!
Julita, wspólnota Odnowy w Duchu Świętym „Królestwo Boże” Darłowo